sobota, 5 stycznia 2013

BuLi moim okiem: najgorsi jesienią 2012

Jest takie ładne powiedzenie: "najpierw obowiązki, później przyjemności". Niestety, wrodzone lenistwo sprawiło, że mimo tej zasady dzwoniącej mi gdzieś z tyłu głowy, kolejność znowu została odwrócona. Lekko, łatwo i przyjemnie już było, teraz pora na drogę przez mękę. Miejmy to już za sobą.


Blisko jedenastki (kolejność nieprzypadkowa): Aristide Bancé, Andrij Woronin, Olivier Occéan, Marcus Berg, Gōtoku Sakai, Renato Augusto, Gerald Asamaoh.


Błazen rundy: Tim Wiese Zaczynamy z przytupem. Bardzo oględnie mówiąc, jesień w wykonaniu ex-golkipera Werderu nie było najlepsza. O ile w Bremie zdarzało mu się walnąć przyrosia czy innego pawełka, tak w Hoffenheim zdarzało mu się cokolwiek obronić. Po prostu koszmar. W międzyczasie jeszcze dwie całkiem poważne kontuzje i summa summarum tylko osiem meczów na koncie. Miała być walka o Ligę Mistrzów, będzie walka o utrzymanie. Absolutny creme de la creme wśród bundesligowych nieudaczników minionej jesieni.

Marvin Compper Szef zdecydowanie najgorszej defensywy rundy (41). Ba, w ostatniej dekadzie tylko dwa zespoły straciły więcej goli na półmetku rozgrywek. Wzorowo dogadywał się z Timem Wiese, a później też i młodym Koenem Casteelsem: gdy stoper sam czegoś nie zawalił, mógł zawsze liczyć na bramkarza. Taka forma współpraca nie przypadła niestety do gustu Andreasowi Müllerowi, który intensywnie rozgląda się już za potencjalnymi wzmocnieniami na środek obrony.

Michael Mancienne Jedna z największych pomyłek na boiskach Bundesligi ostatnich lat. Niegdyś wielki angielski talent, który do Hamburga został sprowadzony z resztą londyńskiego narybku przez Franka Arnesena. Od tego czasu regularnie kopie się po czole na niemieckich boiskach przy całkowitej aprobacie najpierw Oenninga, a później Finka. I kiedy ja zachodzę w głowę, jak to w ogóle możliwe, by tak słaby piłkarz weekend w weekend występował w Bundeslidze, sztab Roya Hodgsona zastanawia się nad powołaniem go do reprezentacji... Mancienne to zresztą tylko ułamek nieudanego eksperymentu Arsnesena: Bruma cieniuje nie mniej niż angielski stoper, Rajković bardziej niż w lidze walczy na treningach, a Sala przepadł po golu wbitym Bayernowi. Jedynie Gökhan Töre przyniósł klubowi wymierne korzyści, co prawda nie sportowe a finansowe: latem rosyjski Rubin zapłacił za niego kilka milionów euro.

Joël Matip Postawa Kameruńczyka już od jakiegoś czasu może przyprawiać kibiców Schalke o szybsze bicie serca. Zadziwiająco często gubiący pozycję, mimo warunków fizycznych niepewny w powietrzu. Światełkiem w tunelu wydawał się transfer Jana Kirchhoffa, ale młodego stopera z Moguncji zdołał przekabacić Matthias Sammer. A wobec poważnego urazu Papadopoulosa oznacza to mniej więcej tyle, że początek rundy rewanżowej Königsblauen, ku rozpaczy swoich sympatyków, rozpoczną znów z Matipem w jedenastce.

Daniel Williams Od półtora sezonu przebiera się za piłkarza w Hoffenheim. Początkowo rzucany z pozycji na pozycję, ostatecznie skorzystał na kontuzji Weisa i jesienią na dobre zakotwiczył w centrum pomocy obok Sebastiana Rudego. Jego gra co tydzień przyprawiała o zgrzytanie zębów, a słabiutko prezentował się nawet na tle wcale niebłyszczącego w minionej rundzie partnera ze środka. Szczęście jednak dalej mu sprzyja: byłego zawodnika Stuttgartu czeka dłuższa pauza i nawet mimo zapowiadanych przez Müllera wzmocnień w pomocy Williamsowi psim swędem powinno udać się utrzymać miejsce w składzie.

Granit Xhaka Jeden z dwu kosowskich diamentów wyjętych latem z Bazylei do Bundesligi. O ile jednak Xherdan Shaqiri bez problemów wpasował się w nowe realia, tak Xhaka wygląda jak na razie na całkowicie zagubionego. Miał błyszczeć, a był zwyczajnie bezbarwny, zresztą jak niemal cała ekipa Źrebaków w erze post-Reusowej. Nakryty czapką przez Nordveidta, w połowie rundy wygryziony z jedenastki przez Marxa. W rundzie rewanżowej powinien już na poważnie zacząć grać w piłkę.

Andreas Ottl Gdy wydawało mi się, że gorzej być nie może, zeszłoroczny spadkowicz z Herthą udowodnił, że jednak może. Kiedyś zapowiadał się na solidnego kopacza, jednak dwie jaskółki (jedna w postaci koncertu na San Siro z Interem, druga to cudowny gol na Weserstadion) wiosny nie uczyniły. Teraz szykuje się drugi kolejny zjazd z ligi. Chyba czas najwyższy przestać się łudzić i przerzucić się na coś innego. Inni byli Bawarczycy, Tobias Rau i Timo Heinze, dali dobry przykład.

Eljero Elia Zdecydowanie więcej oczekiwałem po powrocie Holendra w bundesligowe strony (choć po zaledwie kilku przebłyskach w Hamburgu oraz włoskiej stagnacji pewno nie powinienem był tego robić). W porównaniu do filarów ofensywy Werderu zupełnie nieprzydatny. Najczęściej zmieniany zawodnik całej ligi. Nawet tych charakterystycznych dryblingów, efektownych acz zupełnie zbędnych, było jak na lekarstwo. Dla Holendra nie ma już chyba żadnego ratunku.

Vieirinha Jeden z koronnych przykładów transferowej ślepoty i hurtowych zakupów Magatha. Fatalny roczny epizod na boiskach Bundesligi w wykonaniu Portugalczyka. Według niemieckich mediów całkowicie bezproduktywny skrzydłowy jest o krok od powrotu do Grecji. Jeśli faktycznie wyjedzie, fani Wilków na pewno nie będą za nim płakać.

Eren Derdiyok Idealne podsumowanie całego zespołu Wieśniaków: kupa pieniędzy, spore oczekiwania i kompletna klapa (zresztą dopiero zauważyłem, że swoistą oś rozpaczy mojej jedenastki tworzą właśnie gracze z Rhein-Neckar-Arena). W ciągu premierowej rundy w Hoffenheim strzelił zaledwie jedną bramkę, w całym roku kalendarzowym tylko pięć, tyle że aż trzy razy przywalił Niemcom w majowym sparingu. Po serii tragicznych występów odstawiony na boczny tor przez Babbela, a późniejsze przywrócenie go do jedenastki przez Franka Kramera dało równie opłakane skutki.

Edú Prawdziwy diament w koronie najgorszego ataku ligi. Jesienią strzelił tylko jednego gola, co i tak stanowi całość bramkowego dorobku napastników ekipy Büskensa. Tyle że jego kompani z ataku to bundesligowe żółtodzioby oraz emeryt, a Brazylijczyk miał stanowić realnie wzmocnienie siły rażenia aktualnej czerwonej latarni ligi. Typowy przykład chałturnika na niemieckich boiskach, który raz za razem dobitnie udowadnia, że do piłki na poziomie Bundesligi się zwyczajnie nie nadaje, a jednak wciąż nie wypada z karuzeli. Po powrocie go Gelsenkirchen nie wróżę mu nawet miejsca na ławce.

Hochsztapler rundy: Felix Magath Niegdysiejszy czarodziej chyba ostatecznie stracił całą swą moc. Największy upadek tej rundy, choć patrząc na ruchy Magatha w ostatnim czasie, był on po prostu nieunikniony. Masowe transfery, horrendalne sumy, niekończąca się rotacja i rzucanie piłkarzami po pozycjach czy w końcu brak jakiegokolwiek pomysłu. Kompleksowa wizja prowadzenia klubu, mimo początkowych sukcesów, zdecydowanie się wyczerpała. Pytanie: co dalej? Popularny Quälix większość zespołów z czołówki Bundesligi już zwiedził, czyżby nadszedł czas na rzut oka w dolne rejony tabeli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz