piątek, 18 listopada 2011

Filip z konopii, czyli awantura o Leno

W piłkarskich Niemczech trwa kolejna partia pokera. Do stołu zasiadło dwóch wytrawnych graczy: VfB Stuttgart i Bayer Leverkusen. Aspirynki tym razem w nietypowej dla siebie roli. Bo z reguły to oni byli stroną, która czy to na swoich wschodzących gwiazdkach, czy gwiazdorach Bundesligi już pełną gębą chciała zarobić jak najwięcej. Gra toczy się o wysoką stawką: przyszłość kolejnego z pokolenia młodziutkich i niezwykle utalentowanych niemieckich bramkarzy, Bernda Leno. Ale zacznijmy od początku.

Jeszcze w sierpniu bieżącego roku nazwisko naszego bohatera fanom kultury zza oceanu kojarzyło się wyłącznie z charyzmatycznym prowadzącym niezwykle popularnego amerykańskiego programu The Tonight Show, Jayem Leno, natomiast dla sympatyków muzyki elektronicznej było jedynie analogią do tytułowego bohatera piosenki zespołu Röyksopp, Poor Leno. To już jednak historia. Teraz Leno jest tylko jeden.

Przed sezonem nic nie wskazywało, żeby młody bramkarz Szwabów miał okazję w ogóle zadebiutować w Bundeslidze, nie wspominając nawet o regularnych występach. Nowy trener Stuttgartu, Bruno Labbadia, który jeszcze dwa lata temu pracował w... Leverkusen, zaraz po swoim przyjściu postawił na Svena Ulreicha. Młody bramkarz miał zmienić w bramce odchodzącego na zasłużoną emeryturę Jensa Lehmanna. Pierwszy sezon miał niezły jak na debiutanta. Nic więc dziwnego, że Labbadia nie planował żadnych roszad między słupkami. I gdy wydawało się, że w kolejnym sezonie Leno powalczy jedynie o miejsce na ławce rezerwowych z podstarzałym Zieglerem, dostał od losu niebywały prezent. W Moguncji wydarzyło się coś, co otworzyło młodzianowi drzwi do prawdziwej kariery.


Na otwarcie sezonu Bayer, który przyjechał na Coface Arena w roli absolutnego faworyta, poniósł prawdziwą klęskę. Choć przeważał przez większość spotkania, to tylko podopieczni Thomasa Tuchela strzelali bramki. Trzeba jednak przyznać, że z wydatną pomocą graczy gości. Najpierw Sami Allagui na gola zamienił ogromny błąd Fabiana Giefera, zastępującego w bramce dochądzącego do zdrowia po operacji kolana René Adlera, później piłkę do swojej bramki wpakował Toprak. Na domiar złego chwilę przed stratą drugiego gola doszło do fatalnego w skutkach zderzenia między rezerwowym drużyny gospodarzy, Kameruńczykiem Choupo-Motingiem, a Gieferem właśnie. Bramkarz był w stanie dokończyć spotkanie, jednak od razu po jego zakończeniu przewieziony został do szpitala, gdzie stwierdzono silny wstrząs mózgu. W Leverkusen wybuchła panika. Dopiero co klubem wstrząsnęła wiadomość o co najmniej półrocznej pauzie Adlera, a teraz na kilka tygodni wypadł jego zastępca. Jako że w kadrze Bayeru figurowało jedynie nazwisko byłego drugoligowca, Davida Yelldella, rozpaczliwie zaczęto poszukiwania nowego numeru jeden.


Dzień po blamażu w Moguncji, w poniedziałek, gazety rozpisywały się już o możliwym transferze Leno na BayArena. Sama transakcja przebiegła ekspresowo. Byli reprezentacyjni snajperzy, a obecnie dyrektorzy sportowi Stuttgartu i Leverkusen, Bobić i Völler, momentalnie dobili targu i już w środę Leno był zawodnikiem Aspirynek, przynajmniej do zimy. W Bundeslidze zadebiutował cztery dni później, kiedy w prestiżowym meczu Bayer podejmował u siebie Werder. I od razu zaczął z grubej rury. Ani razu nie dał się pokonać Bremeńczykom, tak samo jak w dwóch kolejnych spotkaniach, najpierw przeciwko... Stuttgartowi, a później nowemu mistrzowi, Borussii Dortmund. Szczególnie w tym drugim spotkaniu pokazał się ze znakomitej strony, wielokrotnie ratując swój zespół od porażki. Skapitulował dopiero w meczu z beniaminkiem z Augsburga, przerywając swoją debiutancką serię 274 minut bez straty gola. Podobnym wynikiem mogą pochwalić się jedynie Dirk Knüssenburg oraz Heribert Macherey, jednak ich osiągnięcia to czasy zamierzchłe, bo dokonali tego równo 45 i 20 lat temu. Czyli kiedy Leno nie było jeszcze nawet na świecie. Do młodego bramkarza należy też inny rekord - najmłodszy niemiecki bramkarz w historii Ligi Mistrzów. W dniu debiutu miał skończone 19 lat i 193 dni.

Przez całą rundę jesienną utrzymywał równą, wysoką formę. Nie wyszedł mu w zasadzie tylko jeden mecz, na Allianz Arena w Monachium, kiedy praktycznie każdy celny strzał Bawarczyków lądował w siatce, a Leno przy co najmniej jednym golu mógł zachować się lepiej. Zdecydowanie najlepsze spotkanie w wykonaniu Leno to wspomniana już potyczka przeciwko Borussii Dortmund. Co ciekawe mistrza Niemiec w pojedynkę zatrzymał również... Sven Ulreich, bezpośredni konkurent Leno ze Stuttgartu. Obaj jak najbardziej słusznie zgarnęli też nagrody za graczy tychże spotkań. Kiedy więc przed kilkoma dniami stało się jasne, że Adler na boisku pojawi się dopiero w przyszłym sezonie, nikt nie miał wątpliwości, że Völler powinien rozpocząć starania o przedłużenie pobytu Bernda w Leverkusen. Najchętniej już nie na zasadzie wypożyczenia a transferu definitywnego.


Kością niezgody, dzieląca oba zespoły jest oczywiście tylko kwota odstępnego, bo sam Leno podkreślał, że w Leverkusen bardzo mu się podoba i z przyjemnością by tam pozostał. Mimo że Bobić niejednokrotnie powtarzał, że "ten klejnot nie jest na sprzedaż", to wiadomo, że chodzi tylko i wyłącznie o lepszą ofertę ze strony Bayeru, bo pozycję bramkarza drużyna Szwabów na najbliższe lata ma już zajętą. Na zaproponowane z początku cztery miliony Stuttgart nawet nie spojrzał, dorzucenie dwóch kolejnych też nie rozwiązało sprawy. Ostateczna oferta wicemistrzów Niemiec to oczekiwane przez działaczy Stuttgartu równe dziesięć milionów.

Prezydent Bayeru zaznacza jednak, że taka kwota za gracza, który w seniorskiej piłce zagrał jedynie w 11 meczach, a jeszcze w sierpniu występował w 3. ligowych rezerwach Stuttgartu jest niedorzeczna. I trudno się z nim nie zgodzić. W historii bramkarskich transferów Bundesligi więcej zapłacono tylko za Manuela Neuera, a różnica klas obu zawodników jest znaczna. Patrząc na ogół ruchów transferowych z udziałem bramkarzy, drożsi byli jedynie Hiszpan David de Gea oraz Włosi: Angelo Peruzzi i Gianluigi Buffon, absolutny rekordzista tegoż rankingu. Na jego transfer Juventus Turyn wyłożyć musiał ponad 50 mln euro.

W kontekście kontraktu Leno sporo mówi się też o zawartej w umowie klauzuli odejścia, która ma wynosić latem 3 mln euro, w przypadku nierozegrania przez zawodnika określonej liczby spotkań. W czerwcu wygasa również kontrakt Adlera, nic więc dziwnego, że działacze Bayeru już teraz chcą dopiąć ten transfer. Jedno jest pewne: linia telefoniczna między Bobiciem a Völlerem w najbliższych dniach na pewno będzie rozgrzana do czerwoności, gdyż obu stronom zależy na jak najszybszym rozwiązaniu sytuacji. 

To rozdanie pokera wkracza w decydującą fazę. Żeby tylko przegranym tej rozgrywki nie okazał się sam Leno i w rundzie rewanżowej zamiast powtarzać jesienne wyczyny, siedział na ławce rezerwowych smutny jak wspomniany już wcześniej bohater pewnej piosenki.


***

Będąc w temacie niemieckich bramkarzy warto zwrócić uwagę na pewną ciekawostkę. Leno (19), który zbiera świetne noty za grę w Bundeslidze, nie grywa w reprezentacji młodzieżowej. Ba, nie zajmuje nawet miejsca na ławce rezerwowych, a z reguły ląduje na trybunach. Nie ma się jednak co dziwić: inni członkowie kadry Niemiec do lat 21. to Kevin Trapp (21; 1. FC Kaiserslautern) i Oliver Baumann (21; SC Fryburg). Dodając do tego zestawienia rewelację z Borussii Mönchengladbach, Marca-André ter Stegena (19), Rona-Roberta Zielera (22; Hanower 96), Svena Ulreicha (23; VfB Stuttgart), duet z Gelsenkirchen, czyli Ralfa Fährmanna i Larsa Unnerstalla (kolejno 23 i 21 lat), Thomasa Krafta (23; Hertha BSC) czy nawet 25-letniego Manuela Neuera, rysuje się obraz niezwykle dla Niemców optymistyczny. Jeżeli każdy z wymienionych zawodników rozwinie się na miarę swojego talentu, już za kilka lat będziemy mówić o najlepszej, a na pewno najbardziej licznej generacji bramkarskiej w historii niemieckiej piłki nożnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz