wtorek, 17 lipca 2012

Synonim niemieckiej klęski musi odejść?

Jeden to rodowity monachijczyk, drugi urodził się zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od stolicy Bawarii. Jeden  miał piłkę nożną we krwi, drugi już jako młokos razem z bratem robił karierę w narciarstwie alpejskim, ale ostatecznie porzucił je na rzecz futbolu. Dzisiejszy kapitan Dumy Bawarii i jego zastępca. I choć w Bayernie spotkali się już jako nastolatkowie, ich drogi do podstawowej jedenastki monachijskiego giganta były zgoła odmienne. Gdy Lahm w słodko-gorzkim nastroju wracał z dwuletniego wypożyczenia do Szwabii (furora w Lidze Mistrzów i Bundeslidze czy też debiut w reprezentacji, ale również i nieszczęśliwa kontuzja na ostatnim treningu w barwach Stuttgartu, która wyłączyła go z gry na kolejne pół roku), Schweini zdążył dwukrotnie sięgnąć po dublet na krajowym podwórku, a jego pozycja w drużynie była już raczej ugruntowana, choć jeszcze zupełnie inna niż obecnie. Od tego czasu bawarski duet jak jeden mąż tuż przed metą odpada z wyścigów po najwyższe laury we wszystkich najważniejszych rozgrywkach klubowych bądź międzypaństwowych. Czy nie nadeszła już odpowiednia pora, by rozdzielić pechową parę, przynajmniej w reprezentacji Niemiec?

@www.op-online.de

Najmłodsze pokolenie niemieckich kadrowiczów, szczególnie tych z Bayernu Monachium, może mówić o wielkim pechu. Thomas Müller i Holger Badstuber zawodowo w piłkę grają dopiero trzy lata, a zdążyli już przegrać dwa półfinały najważniejszych imprez globu i dwukrotnie uznać wyższość rywala w finale Ligi Mistrzów. Jakby tego było mało na krajowym podwórku co i raz doznają upokorzeń ze strony ekipy Jürgena Kloppa, która nie dość, że sprzątnęła Bawarczykom sprzed nosa trzy trofea w ostatnich dwóch sezonach, to jeszcze wygrała kolejnych pięć bezpośrednich spotkań, a ukoronowaniem tej serii był pogrom w finale Pucharu Niemiec przed dwoma miesiącami. Ostatni raz takie lanie Gwiazda Południa dostała na Volkswagen Arena trzy lata temu, a ich katem okazał się wtedy Brazylijczyk Grafite.

Choć lista klęsk młodych piłkarzy z Monachium prezentuje się niezwykle okazale, to i tak nie może się ona równać z porażkami ich starszych kolegów. Bo zestawienie przegranych Schweinsteigera i Lahma uzupełniają jeszcze niepowodzenia reprezentacyjne (blamaż w Portugalii, klapy w półfinałach rodzimego mundialu oraz Euro dwa lata później) i krajowe (wpadki na finiszu rozgrywek Bundesligi i utrata tytułu na rzecz Stuttgartu oraz Wolfsburga). Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nawet jeszcze na austriacko-szwajcarskim europejskim czempionacie Niemcy nie znajdowali się wśród głównych faworytów do końcowego tryumfu i ich porażka nie była sensacją. Co innego podczas afrykańskiego mundialu czy niedawno zakończonych Mistrzostw Europy.

Rozliczając kadrę po rozczarowującym występie na Euro, niemiecki Sportbild wymienił Mario Gómeza i właśnie duet Schweinsteiger-Lahm jako tych, którzy zawiedli najbardziej (choć spokojnie można się sprzeczać o brak m.in. Podolskiego). I nie pozostaje nic innego, jak tylko się zgodzić, że to nie był udany turniej dla żadnego z kapitanów Bayernu. Schweini co prawda zagrał przeciwko Holandii najlepszy swój mecz w całej rundzie rewanżowej, ale te mistrzostwa były w jego wykonaniu bardzo słabe, a czapką nakrył go jego partner ze środka pola, Sami Khedira. Zresztą nie po raz pierwszy pomocnik Bayernu nie potrafił udźwignąć ciężaru ważnego meczu. Mimo wielkiej formy na mundialu dwa lata temu, nie dał rady w najważniejszym momencie, czyli półfinale przeciwko Hiszpanii. Tak samo jak w spotkaniu o złoto na turnieju w Austrii i Szwajcarii (choć wtedy bardziej lub mniej zawiódł każdy z Niemców). Nie pomógł również drużynie w obu przegranych finałach Ligi Mistrzów, a jego dyspozycja na Mistrzostwach Świata we własnej ojczyźnie też pozostawiała wiele do życzenia (oprócz genialnego w jego wykonaniu meczu o najniższy stopień podium). A Lahm? Oprócz wspomnianej już katastrofy z finału Euro 2008 oraz półfinału tegorocznego czempionatu nie powinien mieć sobie nic do zarzucenia. Co prawda w moim odczuciu mistrzostwa w Polsce i na Ukrainie raczej przedreptał, ale i tak prezentował się solidnie. A napisać, że w decydujących potyczkach Ligi Mistrzów po prostu nie zawiódł, to tak jakby nie napisać nic.

@www.gavros.gr

Jaka jest więc recepta, aby przywrócić Niemców na tron? Pozbyć się Schweinsteigera (!). Teza co najmniej kontrowersyjna, ale na pewno poparta pewnymi argumentami. Ten pierwszy został już przedstawiony w poprzednim akapicie. Drugi to moim zdaniem potrzeba zmian w kadrze. W ostatnich latach zawodnicy spod herbu Czarnego Orła byli już o minutę i strzał Fabio Grosso w finale rodzimego mundialu, o błąd Lahma i podcinkę Torresa mistrzami Europy, o główkę Carlesa Puyola w meczu o złoto Mistrzostw Świata w RPA i wreszcie o dwa przebłyski geniuszu Mario Balotelliego w kolejnym starciu z Hiszpanami o Puchar Henri Delaunaya. Niby cztery półfinały w ostatnich czterech wielkich imprezach, ale cały czas pozostaje jednak duży niedosyt. Już cztery razy witali się z gąską, żeby ostatecznie za każdym kolejnym podejściem pozostać za płotem. Kadrze potrzeba świeżości i młodej krwi, żeby to pokolenie nie skończyło jako najwięksi przegrani w historii piłki nożnej. Równie dobrze jak o podziękowanie Schweiniemu, mógłbym postulować o pozbycie się Lahma. Tyle że... on jest po prostu niezastąpiony. O miejsce na prawej flance boku defensywnego reprezentacji walczyło przed Euro dwóch stoperów oraz defensywny pomocnik. A zmiennik kapitana, Marcel Schmelzer, choć w Bundeslidze trzyma wysoki poziom, to w Lidze Mistrzów czy reprezentacji (m.in. w meczu przeciwko Szwajcarii) prezentował się koszmarnie. W przypadku środka pola sprawa ma się zupełnie inaczej. Genialny mundial zagrał Khedira, który zepchnął Schweinsteigera ledwie do roli swojego asystenta w centrum boiska, a sam koordynował wszystkie ataki Niemców. Momentami z fantastycznej strony pokazywał się w Dortmundzie następca Nuriego Şahina, Ilkay Gündogan, uznany zresztą przed kilkoma dniami za najlepszego środkowego pomocnika całych rozgrywek ligowych. Kolejny dobry sezon ma za sobą Toni Kroos, a przecież w odwodzie pozostają jeszcze m.in. bracia Benderowie.

Niemieckiej kadrze narodowej potrzeba wstrząsu. Najbardziej oczwistym ruchem w takim wypadku byłoby zwolnienie Joachim Löwa, ale nie sądzę, żeby federacja chciała w taki sposób żegnać się z selekcjonerem, który przywrócił naszym zachodnim sąsiadom blask i dawną (niepełną jeszcze) chwałę. Zresztą sam trener zapowiedział już rozbrat po nadchodzącym czempionacie w Brazylii. Zostaje więc jedynie odsunięcie od drużyny Schweinsteigera, uczynienie go kozłem ofiarnym wszystkich niepowodzeń i pozbycie się swoistego amuletu przyciągającego porażki. Ktoś musi ginąć, by ktoś mógł żyć. A patrząc po bundesligowych boiskach, ewentualnych następców Schweiniego jest kilku. Reprezentacja będzie jeszcze wygrywać, musi, choć w moim mniemaniu już bez jej najpopularniejszego zawodnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz