Werner Kern, szef młodzieżowej akademii Bayernu Monachium, zapytany przez dziennikarzy o anegdotę o Thomasie Müllerze, wzruszył tylko ramionami: "To porządny chłopak, zawsze taki był". 20-letni wówczas zawodnik w swoim pierwszym sezonie w poważnej piłce osiągnął więcej niż setki tysięcy rutyniarzy, zawodowo kopiących piłkę od kilkunastu lat. I pozostał wciąż taki sam: skromny, wyciszony, stroniący od hucznych zabaw i medialnego szumu. Zamiast wieczornego wyjścia na dyskotekę, woli seans kolejnego odcinka Dra House'a w domowym zaciszu ze swoją żoną Lisą. Tak, dobrze przeczytaliście, żoną. Jak wobec tego patrzeć na ostatnie ekscesy z udziałem młodego zawodnika Bayernu? Czy Müller dalej jest młodzieńcem o nieposzlakowanej opinii, czy już tylko rozkapryszoną gwiazdką?
Prawdziwy przełom kariery Niemca nastąpił w sezonie 2009/10. To wtedy nowy trener Bawarczyków, Louis van Gaal odstawił na boczny tor m.in. Hamita Altintopa, José Ernesto Sosę czy Lukę Toniego, a postawił właśnie na Thomasa Müllera. I chłopak, który jeszcze rok wcześniej biegał głównie po czwartoligowych boiskach (głównie, bo jeszcze za kadencji Jürgena Klinsmanna debiutował w Bundeslidze i Lidze Mistrzów, gdzie nawet udało mu się ustalić wynik rewanżowego spotkania ze Sportingiem Lizbona), zaliczył z całego zespołu prawie najwięcej występów we wszystkich rozgrywkach, minimalnie ustępując tylko Philippowi Lahmowi. To był zresztą szalony rok dla Niemca. Przebojem wdarł się bowiem nie tylko do pierwszego składu Dumy Bawarii, ale też i do kadry Joachima Löwa, choć temu ostatniemu próbował zapobiec Uli Hoeneß. Prezydent Bayernu uważał, że dla Müllera, mimo jego kapitalnej postawy zarówno na krajowych, jak i europejskich boiskach, jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie na grę w barwach Mannschaftu. Inne zdanie na ten temat mieli Franz Beckenbauer czy właśnie bundestrener i selekcjoner ostatecznie postawił na swoim. 3 marca 2010 roku w meczu na Allianz Arena przeciwko Argentynie wychowanek Bayernu po raz pierwszy wystąpił w drużynie narodowej, zmieniając w 67. minucie swojego klubowego kolegę i kolejnego debiutanta tego wieczora, Toniego Kroosa. Potem wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Nie minęły trzy miesiące, a Bayern, zdobywszy dublet na krajowym podwórku, podejmował w finale Ligi Mistrzów Inter Mediolan. I przegrał, tak samo jak reprezentacja Niemiec w półfinałowym boju z Hiszpanią ledwo kilkadziesiąt dni później. Dla młokosa był to jednak turniej szczególny. Niespodziewanie zdobył koronę króla strzelców, a także tytuł dla najlepszego młodego gracza mundialu. W obliczu postawy strzelca w Republice Południowej Afryki, dość zabawnie brzmią słowa Hoeneßa, wypowiedziane jeszcze na pół roku przed turniejem: "Drużna narodowa jest wystarczająco silna, żeby bez Thomasa Müllera powalczyć o mistrzostwo świata".
Wszystko wygląda jak scenariusz hollywoodzkiego filmu, ale zawodnik już od małego miał dryg do strzelania bramek. Peter Hackl, trener Müllera w malutkim TSV Pähl, gdzie piłkarz stawiał swoje pierwsze futbolowe kroki, w rozmowie z dziennikarzami rozwiewa wątpliwości na temat plotek, mówiących o rzekomych 120 bramkach strzelonych przez chłopaka w zaledwie 20 spotkaniach o punkty w rozgrywkach juniorskich: "Zgadza się, to był sezon 1998/99. Cała drużyna strzeliła 175 goli, tracąc tylko siedem. Zresztą ten rocznik okazał się niezwykle silny, wygraliśmy wtedy mistrzostwo Bawarii". Kiedy więc jego przyszły zespół w dramatycznych okolicznościach przegrywał bój z Czerwonymi Diabłami na Camp Nou, młodzian zbierał pierwsze laury na poziomie juniorskim. Rok później Müller był już graczem Dumy Bawarii. "Ale skauci Bayernu oglądali go już w poprzednich rozgrywkach", zaznacza Hackl. Rodzice snajpera postanowili jednak, że zawodnik nie przeniesie się do Monachium na stałe, a na codzienne treningi dojeżdżać będzie z oddalonego o 60 kilometrów od stolicy Bawarii rodzinnego Pähl. Głównym powodem była szkoła i ambicje zdania matury. Bo oprócz talentu do gry w piłkę, Thomas przejawiał też spory potencjał intelektualny. Chłopak systematycznie przechodził kolejne szczeble drużyn młodzieżowych nie tylko bawarskiego giganta, ale również i tych reprezentacyjnych, aż w końcu trafił w ręce Hermanna Gerlanda, trenera rezerw Bayernu. A ten już po ledwie roku współpracy osobiście zasugerował Louisowi van Gaalowi włączenie Thomasa Müllera do kadry pierwszego zespołu. W drużynach juniorskich młokos regularnie spotykał Holgera Badstubera, Matsa Hummelsa, Davida Alabę czy... Daniela Sikorskiego, który ostatnio opowiadał polskiej prasie, jak to był powiernikiem problemów miłosnych niemieckiego atakującego.
@www.goal.com |
A rozterki te dotyczyły Lisy, pierwszej i największej miłości w życiu piłkarza. Para wzięła ślub w grudniu 2009 roku, po dwóch latach narzeczeństwa. Partnerka zawodnika jest zawodową modelką, a jej matka może być dumna z posiadania takiego zięcia. Bo na takich jak on mówi się po prostu marzenie teściowej. Thomas Müller zamiast chodzić na dyskoteki, woli odpoczywać w domu, najchętniej oglądając filmy bądź grając na konsoli. Imprezuje, jak sam przyznaje, mniej więcej dwa razy w roku, czyli w zasadzie częściej zdarza mu się świętować zdobycie futbolowych trofeów. Jest wielkim miłośnikiem natury, a jego ulubione miejsce to jezioro Ammer, znajdujące się nieopodal jego rodzinnego miasteczka. Ponadto lubi spędzać czas ścigając się na quadach ze swoim przyjacielem, Holgerem Badstuberem, oraz jeździć konno. Jeździectwo jest wielką passą małżonki i to właśnie ona zaraziła nią swojego wybranka. Jednak z powodu dużego ryzyka nabawienia się różnego rodzaju urazów, Thomas z reguły ogranicza się tylko do oglądania popisów Lisy. Po kapitalnym występie przeciwko Anglii na południowoafrykańskim mundialu, Müller pozdrawiał przed kamerą dziadków, a w wywiadzie wspomniał kiedyś, że prywatnie jest ulubieńcem... starszych kobiet, które bez przerwy zaczepiają go na zakupach. Piłkarz udziela się także społecznie. W lipcu minionego roku został ambasadorem fundacji YoungWings, pomagającej nastoletnim sierotom. Czyżby więc jawił nam się chłopak idealny? Nie do końca.
@www.spox.com |
Pierwsze tarcia piłkarza z zespołem zaczęły się już rok temu. Bayern pewnie pokonał Werder w Bremie, ale na boisku doszło do starcia niemieckiego atakującego z Arjenem Robbenem. Holendrowi nie spodobała się żywiołowa reakcja kolegi po nieudanie wykonanym rzucie wolnym i... uderzył Müllera w twarz, a dwójkę rozdzielać musieli partnerzy ze zespołu. I chociaż obaj zapewniali później, że wszystko zostało wyjaśnione, to niesmak pozostał. Kolejny kamyk do müllerowskiego ogródka wrzucił sztab szkoleniowy Dumy Bawarii już na początku obecnego roku, oskarżając zawodnika o lenistwo na klubowych zajęciach. Zarzut może dziwić tym bardziej, że przecież piłkarz znany był zawsze ze szczególnego zaangażowania na zgrupowaniach reprezentacji. Müller w trwającym sezonie prezentuje się znacznie gorzej niż w poprzednich rozgrywkach, stracił też miejsce w wyjściowym składzie za plecami Mario Gómeza na rzecz Toniego Kroosa. A wszystkiemu jest ponoć winny sam zawodnik i jego nieróbstwo. Prawdziwa bomba wybuchła jednak po przegranym wyjazdowym spotkaniu z FC Bazyleą w ramach Ligi Mistrzów. Niemieckie media doniosły, że w szatni miało dojść do bójki między Müllerem a jego przyjacielem, Holgerem Badstuberem, a powodem sprzeczki były wzajemne oskarżenia o winę przy straconej bramce. Dwa dni po zajściu, całą sytuację skomentował Jupp Heynckes: "Doszło do ostrej wymiany zdań pomiędzy tymi zawodnikami, ale wszystko jest już w najlepszym porządku". Kolejna incydent miał miejsce w 29. minucie ostatniego ligowego meczu z Bayerem Leverkusen, gdy Jérôme Boateng był wyraźnie wściekły na niemieckiego piłkarza, a ponownie interweniować musieli koledzy z drużyny. Ten zatarg to z kolei wynik bierności Müllera w defensywie i sprokurowanie groźnej akcji Aptekarzy.
Thomas Müller, niezwykle uzdolniony piłkarsko chłopak niemal z serca Bawarii, to idealny kandydat na długoletnią gwiazdę Bayernu Monachium. Oczywiście, o ile on sam będzie tego chciał. A wszystko wskazuje na to, że obecnie młodemu Niemcowi wcale na tym nie zależy. Świadczą o tym ciągłe ostatnio zatargi z kolegami z drużyny, a także kiepska dyspozycja w bieżącym sezonie. A sam zawodnik zdaje się spełniać wszystkie warunki syndromu sodówki. Z nieco opóźnionym zapłonem, bo dopiero w swoim trzecim sezonie w poważnym futbolu.
Ja Tomka osobiście bardzo sobie cenię (i ma spore predyspozycje, by zostać moim ulubionym piłkarzem, a takowego nie mam, odkąd Willy Sagnol skończył karierę), chyba właśnie ze względu na ten jego interesujący charakter, tak odmienny na tle jego kolegów ze środowiska sportowego. Z charakterystyki przedstawionej w artykule wydaje mi się, że Thomas ma wiele cech introwertyka, co nie jest absolutnie niczym złym , choć w jego środowisku może przeszkadzać. Nie bywałam na treningach Bayernu regularnie, ale mieszkałam dłuższy czas w Monachium i nie zauważyłam, by się jakoś specjalnie lenił, te zatargi wewnątrz kadry to też, mam nadzieję, nic poważnego - ostatnio Bayernowi szło jak po grudzie, więc chłopaki się poobrzucali błotem i sprawa zakończona. Przynajmniej ja to bym chciała tak widzieć, bo wizja gwiazdorzącego Müllera nie uśmiecha mi się ani trochę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i wracam do lektury bloga :)
Nie miałem zamiaru przedstawiać Müllera w negatywnym świetle, wydaje mi się nawet, że z tekstu bije raczej coś zupełnie przeciwnego. Po prostu jego ostatnie wybryki zupełnie nie pasują do Tomka, którego znamy. Chciałbym, żeby to była tylko bezsilność wobec słabszego sezonu, zarówno zawodnika, jak i całego zespołu, a nie sodówka, ale w zasadzie niczego nie można na chwilę obecną wykluczyć.
OdpowiedzUsuń51 year old Health Coach I Adella Cater, hailing from Sault Ste. Marie enjoys watching movies like Defendor and Video gaming. Took a trip to Coffee Cultural Landscape of Colombia and drives a Ferrari 250 LM. kliknij
OdpowiedzUsuń