sobota, 8 grudnia 2012

Powrót nagiego króla

To był niezwykle smutny wtorkowy wieczór na Signal Iduna Park. Po raz kolejny przyszło nam oglądać powrót na niemiecką ziemię niegdysiejszej gwiazdy Bundesligi, która w nowym zespole zdegradowana została do roli ledwie drugoplanowej. Taki widok nigdy nie jest przyjemny, ale w tym przypadku boli szczególnie. Dotyczy bowiem gracza zjawiskowego - doskonałego strzelca, wybitnego kreatora, piłkarza doskonale operującego obiema nogami oraz głową, obdarzonego niecodzienną techniką. Godnego następcy Dymitara Berbatowa, prawdopodobnie najlepszego snajpera o powyższej charakterystyce w historii najważniejszych rozgrywek piłkarskich za naszą zachodnią granicą.

@www.przegladsportowy.pl

Kariera Edina Džeko w Bundeslidze przebiegła modelowo. Premierowy sezon, po piorunującym początku, minął pod znakiem asymilacji z nowym otoczeniem, a w kolejnych rozgrywkach napastnik zaczął już na dobre spłacać wydane na niego miliony. Okazał się jednym z dwu najważniejszych trybów w maszynie Felixa Magatha, sięgającej po najbardziej zaskakujący triumf w lidze od czasów wyskoku beniaminka z Kaiserslautern. Jednak w przeciwieństwie do swojego partnera z ataku, w następnym sezonie Džeko potwierdził, że jego wyborna dyspozycja sprzed roku nie była dziełem przypadku. Rozgrywki zakończył z dwucyfrową liczbą zarówno bramek, jak i asyst i powtórzył wyczyn Sergieja Barbareza z początku stulecia. A wspólnie z rodakiem Misimoviciem i Szwajcarem Benaglio zapewnił Wilkom spokojny byt w środku tabeli. W międzyczasie zdążył  zdetronizować najlepszego strzelca w historii klubu, Diego Klimowicza, stanąć do walki o Złotą Piłkę, a także odrzucić zaloty ze strony europejskich potęg. Propozycja szejków z błękitnej strony Manchesteru okazała się jednak zbyt intratna i dla klubu, i dla samego zawodnika i na początku 2011 roku Džeko przeniósł swoje talenty na Wyspy, bijąc przy okazji kilka transferowych rekordów.

Rzeczywistość na City of Manchester Stadium okazała się jednak brutalna. Opiekun zespołu Roberto Mancini widział w nim bowiem tylko zmiennika, nieważne, czy rywalizował o plac z Roque Santa Cruzem, czy z Kunem Agüero. Nie pomogły problemy dyscyplinarne Carlosa Téveza bądź Mario Balotelliego, a fortuna wydana na Bośniaka w napędzanym przez obłędnie bogatych inwestorów znad Zatoki Perskiej klubie po prostu nie mogła być żadnym argumentem. Miejsce Edina Džeko było wśród rezerwowych. A Bośniak zamiast narzekać i biegać do mediów robił swoje. Już w minionych rozgrywkach nie odstawał efektywnością od liderów zespołu mimo regularnego rozpoczynania meczów na ławce. Wisienką na torcie był jego gol w ostatniej kolejce ligowego sezonu, który przedłużył nadzieje na pierwszy od ponad czterech dekad mistrzowski tytuł Obywateli, zdobyty ostatecznie w okolicznościach w futbolu niemalże niespotykanych (wersja alternatywna dla sympatyków innych klubów niż Bayern). Ale i on nie niczego nie zmienił, niegdysiejszy król niemieckich boisk to dla Manciniego wciąż tylko paź, choć jego obecne statystyki robią jeszcze większe wrażenie. Rozgrywki angielskiej Premier League nie dobrnęły jeszcze do półmetka, a Džeko już zdążył zaliczyć pięć trafień pojawiając się na boisku w trakcie meczu i prowadząc swój zespół do zwycięstwa. Szans na zmianę statusu Bośniaka nie widać. To argentyński duet pozostaje pierwszy wyborem trenera, a byłej gwieździe Bundesligi pozostaje tylko pogodzić się z rolą głównego strażaka.

Casus Džeko powinien być przestrogą dla Roberta Lewandowskiego, ostatnimi czasy na siłę wpychanego przez media do klubu z przeciwnej strony Manchesteru. Tam ścisk w ataku jest jeszcze większy, a Polakowi ciągle brakuje do poziomu Bośniaka. Dla niego zderzenie z angielskimi realiami mogłoby się skończyć nawet gorzej niż w przypadku byłego Wilka. We wtorek Lewandowski miał okazję podpytać piłkarza City o życie na Wyspach. Na boisku obaj snajperzy się jednak nie spotkali. Tym razem role się odwróciły i to Polak usiadł na ławce, a Džeko wybiegł w pierwszej jedenastce. Ale to tylko pozorna zamiana - losy obu drużyn przed spotkaniem były niemal przesądzone, a szkoleniowiec gości już wcześniej zdążył zapowiedzieć, że jego drużyna odpuści walkę o start w Lidze Europy na rzecz pełnej koncentracji na krajowych rozgrywkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz