niedziela, 4 marca 2012

Dortmund na ostatniej prostej ku obronie tytułu, Kaiserslautern dobija do dna

Sobotnie popołudnie było niemal idealne dla osób z otoczenia Borussii Dortmund. Najpierw drużyny Bayernu i Schalke solidarnie przegrały w wyjazdowych spotkaniach i już ostatecznie odpadły z wyścigu po Srebrną Paterę (choć najwięksi optymiści wśród kibiców i działaczy Dumy Bawarii zapewne łudzą się jeszcze walką o tytuł). A później gospodarze na Signal Iduna Park zainkasowali komplet punktów w starciu z 1. FSV Moguncją. W stylu, warto dodać, iście mistrzowskim - średnia gra, jednak bardzo dobry wynik. Co więcej, w przedostatnim meczu 24. serii gier Źrebaki sensacyjnie poległy w Norymberdze, a to oznacza, że Borussia ma już siedem oczek przewagi nad wiceliderem. I powtórzenie zeszłorocznego sukcesu na wyciągnięcie ręki. Na przeciwnym biegunie znajduje się za to już coraz mniej polskie 1. FC Kaiserslautern, bo Świerczok, mimo poważnej kontuzji Dorge'a Kouemahy, znowu grał tylko w czwartoligowych rezerwach. Czerwone Diabły po raz wtóry nie potrafiły zdobyć nawet gola i zmieniły SC Fryburg na ostatnim miejscu w tabeli.


W kontekście meczu Borussii Dortmund najwięcej mówiło się o rekordach i seriach. Dortmundczycy smaku ligowej porażki doznali jeszcze we wrześniu, a od siedmiu ligowych kolejek tylko wygrywali. Z czego aż sześć z tych spotkań na wiosnę. Po stronie przyjezdnych też mieliśmy niespotykaną serię: Mohamed Zidan trafiał do siatki rywali w każdym z czterech spotkań odkąd powrócił do Moguncji. Po meczu zachowany został status quo, bo Borussia wygrała i tym samym ustanowiła nowy rekord kolejnych zwycięstw na stracie rundy rewanżowej, a Egipcjanin wyrównał osiągnięcie Frediego Bobicia z sezonu 1994/95 i zdobył gola w pięciu pierwszych meczach w barwach nowego zespołu. Czyli w zasadzie i wilk syty, i owca cała? Nie do końca. Napastnik już przed powrotem na Signal Iduna Park podkreślał, że najważniejszy jest dla niego triumf drużyny, a on zadowoli się nawet brakiem indywidualnych laurów jeśli tylko przyjezdni wygrają. Tak się jednak nie stało, choć zwycięstwo Borussii nie przyszło zbyt łatwo. Mats Hummels kontynuował swoje popisy ze środowego spotkania z Francją i po raz kolejny pokazał jak daleko mu jeszcze do tytułu nowego Beckenbauera. Robert Lewandowski zmarnował kilka dobrych okazji i w jutrzejszych dziennikach znowu będzie nie Lewangolskim, a jedynie Lewandoofskim. Piszczek popełnił błąd przy bramce gości, ale swoje winy odkupił już po 170 sekundach, dogrywając gola Kagawie. A sam Japończyk był wiodącą postacią Dortmundczyków. Tak samo jak Błaszczykowski, który boisko opuścił po 70 minutach, a publiczność zgotowała mu owację na stojąco. Dortmundczycy po raz kolejny swoją grą nie porwali, ale najważniejsze są przecież punkty. A na ich brak podopieczni Kloppa w ostatnim czasie nie mogą narzekać.


Co innego ich konkurenci do tytułu, choć takie nazywanie tercetu za plecami Borussii jest chyba nieco na wyrost. Bo pogoń ta przypomina po prostu wyścig ślimaków. Jak pokazuje tabela dotychczasowych wiosennych osiągnięć, nikomu, oprócz Dortmundu, na mistrzostwie nie zależy. Drużyny z Gelsenkirchen i Monachium punktowały na poziomie tych ze środka tabeli, a lepiej w rundzie rewanżowej od obu potęg radzi sobie nawet... 1. FC Norymberga. Zresztą cała trójka z grupy pościgowej w 24. kolejce poległa. Schalke zagrało bez kontuzjowanego podczas meczu reprezentacji Huntelaara i w starciu z SC Fryburgiem okazało się bezradne. Bayern zaczął z Ribérym na ławce i uległ Aspirynkom na BayArena. Na własne życzenie zresztą, bo po pięciu minutach powinien był prowadzić 2:0 i do końca meczu kontrolować już tylko przebieg wydarzeń. Ale jeżeli z czterech metrów pakuje się piłkę wprost w bramkarza, to pretensje o brak punktów można mieć tylko do siebie. Dzisiejszego popołudnia z powyższą dwójka zsolidaryzowała się ekipa Źrebaków. Podopieczni Favre'a długi bili głową w mur, aż w końcu od tego muru się odbili. W końcówce spotkania na Frankenstadion jedyną bramkę strzelił najlepszy snajper sprzed dwóch sezonów, a obecnie rezerwowy Clubu, Albert Bunjaku, a kibice w Norymberdze mogli świętować czwarte już wiosenne zwycięstwo.

Na konferencji pomeczowej Jürgen Klopp unikał otwartych słów o przesądzonym już niemal tytule dla Borussii, ale takie zachowanie można uznać wyłącznie za kurtuazję. Ekipa z Singal Iduna zgarnia całą pulę nawet wtedy, gdy jej nie idzie, a przecież forma w rundzie rewanżowej przyjść musi. Sympatycy drużyn przeciwnych mogą się jeszcze zwodzić terminarzem, bo ten Dortmundczycy mają najtrudniejszy spośród zespołów z czołówki. Czekają ich między innymi boje z klubami walczącymi o utrzymanie, a także trzy mecze w przeciągu 12 dni, które zdecydują o mistrzostwie Niemiec (o ile sprawa tytułu do tego czasu nie będzie już przesądzona): domowe spotkania z Borussią Mönchengladbach i Bayernem oraz wyjazd na Veltins-Arena. Wszystko leży już jednak tylko w nogach piłkarzy Borussii Dortmund, a wszystkie znaki na niebie i Ziemi wskazują, że nie przepuszczą oni tak wielkiej szansy na powtórkę sukcesu sprzed roku i ponowne sięgnięcie po Srebrną Paterę.


O zupełnie inne cele toczy się za to walka na dole tabeli. A na same jej dno spadło właśnie 1. FC Kaiserslautern. Czerwone Diabły bez zwycięstwa pozostają od 14 ligowych kolejek, czyli od końca października. Są też jedyną ekipą w całej lidze, która nie wygrała jeszcze na wiosnę. W ostatnich pięciu meczach strzelili zaledwie jedną bramkę, a od początku sezonu - ledwo 16. Aby znaleźć równie kiepski dorobek strzelecki na boiskach niemieckiej ekstraklasy, trzeba cofnąć się dekadę wstecz. Wtedy podobną nieskutecznością raziła drużyna Kozłów. Nie trzeba chyba dodawać, w której klasie rozgrywkowej grali w kolejnym sezonie... Najlepszy obecnie strzelec zespołu ze wzgórza Betze, Itay Shechter, ma na swoim koncie trzy gole, czyli sześć razy mniej (!) niż najskuteczniejsi w lidze Mario Gómez i Klaas-Jan Huntelaar. W drużynie z Kaiserslautern zmian potrzeba od zaraz. Jednak mimo tak fatalnej passy, na stanowisku pozostał trener, Marco Kurz. I musi on szybko poprawić grę zespołu, szczególnie w ataku, jeśli myśli jeszcze o utrzymaniu. Bo inni kandydaci do spadku nie próżnują. Kiedy Czerwone Diabły marnowały sytuacje na Volkswagen-Arena, SC Fryburg sensacyjnie bił na własnym boisku kolejnego kandydata do tytułu, stołeczna Hertha przełamywała passę siedmiu ligowych wtop, a beniaminek z Augsburga mógł tylko żałować, że jedynie zremisował na ciężkim terenie w Hanowerze. A dzisiaj skórę 1. FC Kolonii już po raz kolejny uratował Lukas Podolski (o nim i podobnych mu zjawiskach w historii Bundesligi można przeczytać TUTAJ). Przed Kaiserslautern jeszcze dziesięć ligowych kolejek i kilka spotkań o wszystko. Na chwilę obecną strata do zajmującej bezpieczną lokatę Starej Damy to tylko cztery punkty. Jednak żeby ją zniwelować, trzeba zacząć wygrywać już od następnej rundy gier, czyli meczu w Stuttgarcie.

Zakończona w dniu dzisiejszym kolejka była... dziwna. Z jednej strony jeszcze bardziej rozgorzała walka o utrzymanie, choć raczej wątpliwe, żeby klasę niżej poleciał ktoś spoza kwintetu: 1. FC Kaiserslautern, SC Fryburg, FC Augsburg, Hertha BSC, 1. FC Kolonia. Z drugiej jednak strony w zasadzie zakończyła się rywalizacja o Srebrną Paterę. Jeżeli Borussia Dortmund pozwoli wydrzeć sobie tytuł na rzecz zaczynającej powoli odczuwać skutki sezonu drugiej Borussii czy zadziwiająco słabych wiosną ekip z Gelsenkirchen czy Monachium, będzie to rozstrzygnięcie nie mniej sensacyjne niż finisze Bundesligi na przestrzeni wieków.

***


Pisząc o 24. kolejce, nie sposób pominąć incydent, do którego doszło w Hamburgu. Po wybryku  José Paolo Guerrero sprzed niemal dwóch lat, przyszedł czas na kolejny eksces Peruwiańczyka. Tym razem celem ataku napastnika były jednak nogi przeciwnika. Niemiecka prasa próbuje przewidzieć zarówno długość zawieszenia, jak i karę pieniężną, którą otrzyma zawodnik, a także zastanawia się nad dalszymi losami Guerrero w Hamburgu. Swoje zdanie na temat jego dalszej kariery mają już chyba kibice klubu, a obrazuje je najlepiej gest w pierwszych sekundach filmiku. Zawodnik, pytany o swoje zachowanie przez dziennikarzy, odpowiedział, że: "takie rzeczy na boisku się zdarzają". Wystarczy mu tylko pogratulować. Głupoty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz