W końcówce niedzielnego spotkania na Allianz Arena kamera wyłapała ubranego w koszulkę gospodarzy chłopaka, który skradał całusy dziewczynie odzianej w barwy klubu z Gelsenkirchen. Na murawie przez pełne 90 minut nie było jednak żadnej czułości a Bayern bez litości rozprawił się z przeciwnikiem. Monachijczycy niczym doświadczony bokser wypunktowali przyjezdnych, a jedynie dwa celne ciosy Königsblauen mogą zawdzięczać tylko i wyłącznie doskonałej dyspozycji Timo Hildebranda. Tym samym ligowe zmagania dla FC Schalke 04 dobiegły końca, a najwyższe futbolowe laury w Niemczech w obecnym sezonie rozdzielą między siebie dwie Borussie oraz zespół bawarskiego giganta.
Ekipa z Veltins-Arena nie bez przyczyny jest od lat dla kibiców niemieckiej piłki synonimem futbolowego frajerstwa i psychicznego spalania się w kluczowych momentach. Najsłynniejsze i najbardziej spektakularne obrazy dotyczą oczywiście niezwykle dramatycznego finiszu rozgrywek ligowych w pierwszym sezonie nowego tysiąclecia, ale Schalke na ostatniej prostej przegrywało w minionej dekadzie jeszcze dwa razy. Zaledwie na dwie kolejki przed zakończeniem ligowych zmagań przed pięcioma laty podopieczni Mirko Slomki mieli punkt przewagi nad VfB Stuttgart i wszystkie argumenty w walce o tytuł w swoich rękach, bo do rozegrania zostały im tylko mecze z niewalczącymi już o nic drużynami z Dortmundu i Bielefeldu. Jednak w Derbach Zagłebia Ruhry Borussia skutecznie wybiła z głowy odwiecznemu rywalowi marzenia o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej. Gwóźdź to trumny przyjezdnych wbił w końcówce spotkania Ebi Smolarek, a Schalke po raz kolejny musiało obejść się smakiem. Nie inaczej było trzy sezony później. Wtedy również na dwie kolejki przed końcem rozgrywek Königsblauen wspólnie z Bayernem znajdowali się na szczycie tabeli, żeby w decydujących spotkaniach wywalczyć ledwie oczko i ostatecznie wieczne oczekiwania na miano najlepszej drużyny piłkarskiej w Niemczech odłożyć na kolejny rok. A tych w maju minie już 54. Kiedy ostatni raz kibice w Gelsenkirchen mogli cieszyć się ze zdobycia Srebrnej Patery, Smolarek senior stawiał swoje pierwsze samodzielne kroki, rząd Stanów Zjednoczonych powoływał do życia agencję kosmiczną NASA, a w Danii opatentowano klocki LEGO. Schalke na tytuł mistrzowski czeka najdłużej ze wszystkich niemieckich potęg. W czasie gelsenkirchskiego impasu Bundesliga koronowała 13 różnych mistrzów, a najlepszy okazywał się m.in. beniaminek ze wzgórza Betze czy niemal niezniszczalny wiosną 2009 dwugłowy smok z miasta Volkswagena.
Jednak zła passa musi zostać przecież kiedyś przerwana, a dobra karma musi powrócić. I choć trwająca od kilku dekad niemoc FC Schalke w walce o mistrzostwo Niemiec jest częstym obiektem żartów i kpin sympatyków wszystkich klubów Bundesligi, nie tylko kibiców Borussii Dortmund, to w obecnych rozgrywkach zwolennicy Königsblauen mieli sporo powodów do radości i nieśmiało mogli nawet myśleć o dołączeniu do wyścigu o Srebrną Paterę. Po nie najlepszym starcie nowy-stary trener, Huub Stevens, zebrał klocki do kupy i złożył z nich dobrze radzącą sobie układankę. Gola za golem strzelali Raúl i przede wszystkim główna armata drużyny, będący w genialnej formie Klaas-Jan Huntelaar, nieoczekiwanym i godnym zastępcą Neuera okazał się Lars Unnerstall, brylował Peruwiańczyk Farfán, a na dobre w jedenastce zadomowili się młodzi Papadopoulos i Draxler. A gdy pierwszoplanowych postaci brakowało bądź spisywały się słabiej, o losach meczów potrafili rozstrzygać zmiennicy jak Teemu Pukki czy Ciprian Marica. Co więcej, kilka miesięcy wcześniej na przeciwległej półkuli ekipa teksańskich Rumaków, dowodzona przecież przez Niemca, potrafiła odrodzić się niczym feniks z popiołów i odwrócić bieg straconych już niemal finałów. Ta sama wyśmiewana i wyszydzana ekipa, która jeszcze przed kilkoma laty w równie niewiarygodnych okolicznościach co Schalke w 2001 roku przegrała mistrzostwo NBA i w oczach milionów sympatyków koszykówki była po prostu zbyt soft by kiedykolwiek poważnie powalczyć o tytuł.
Jeszcze na półmetku rozgrywek klub z Zagłębia Ruhry tracił tylko trzy oczka do lidera, a po pierwszej wiosennej kolejce zrównał się nawet punktami z Bayernem i Borussią Dortmund. Jednak zaledwie remis w domowym spotkaniu z 1. FSV Moguncją i tęgie lanie w Mönchengladbach podziałały na podopiecznych Huuba Stevensa niczym kubeł zimnej wody. Na nic zdało się przekonujące zwycięstwo z Wilkami, bo w niedzielę Markus Merk zespół z Monachium po raz enty pozbawił ekipę z Veltins-Arena jakichkolwiek szans na mistrzowski tytuł. Dla Schalke była to czwarta porażka w piątym meczu z drużynami z czołówki tabeli (dwukrotnie 0:2 z Bayernem, 1:0 i 0:3 z Mönchengladbach oraz 0:2 z Dortmundem), a dla Dumy Bawarii drugi oddech w pogoni za maszyną Kloppa. Popisową partię wśród Bawaryczków rozegrał Franck Ribéry, a występ duetu Gustavo-Alaba w środku pola chyba ostatecznie przekonał Juppa Heynckesa, że do Tymoszczuka warto zwrócić się jedynie w przypadku potrzeby zaopatrzenia w napoje wyskokowe domowej produkcji. O postawie gości niech najlepiej świadczy fakt, że wyróżnić można jedynie bramkarza. Timo Hildebrand w drugim kolejnym meczu przypomniał o sobie doskonałym występem. Doskonałym na linii, bo jego jedyna interwencja na przedpolu skończyła się wielbłądem, po którym Ribéry wyprowadził swój zespół na prowadzenie.
Wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego Weinera w niedzielnego popołudnie, zakończył się dla Schalke ligowy sezon 2011/12. Klub z Gelsenkirchen zajmuje obecnie czwarte miejsce w tabeli, gwarantujące udział w eliminacjach przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów, i ma bezpieczną, siedmiopunktową przewagę nad kolejnym Bayerem Leverkusen. Bój o mistrzostwo czy Puchar Niemiec już podopiecznym Stevensa nie grozi. Königsblauen mogą więc w pełni skupić się na występach w Lidze Europy, w ramach której już za nieco ponad tydzień czeka ich pierwsza potyczka z holenderskim Twente Enschede. Innego rodzaju walka czeka natomiast w najbliższym czasie działaczy z Veltins-Arena.
W czerwcu wygasają umowy łączące z klubem Raúla i Jeffersona Farfána, czyli dwa ważne ofensywne ogniwa. Zdecydowanie gorzej wygląda sprawa Peruwiańczyka. Zawodnik i jego menedżer żądają niebotycznych pieniędzy za podpisanie kontraktu (mówi się o 14 milionach euro), a zimą Horst Heldt, dyrektor sportowy klubu, sprowadził nawet następcę skrzydłowego - Nigeryjczyka Chinedu Obasiego z TSG Hoffenheim. Trener Stevens jest już przekonany o odejściu Farfána i na łamach prasy namawia go do walki o tytuł dla Schalke i o promocję dla siebie samego. Drużyny zainteresowane usługami zawodnika to według niemieckiej prasy zespoły brytyjskie (Arsenal, Chelsea), rosyjskie (Lokomotiw, Rubin) i włoskie (Inter). Jeżeli chodzi o Hiszpana, to zarząd chce zaoferować mu roczny kontrakt, natomiast sam Raúl chętniej podpisałby umowę dwuletnią. W prasie pisze się również o opcjach z Azji i Stanów Zjednoczonych. Thierry Henry i David Beckham zachęcali już napastnika do przeprowadzki za ocean, a bardzo entuzjastycznie na ten wariant zapatruje się ponoć żona piłkarza. Wydaje się jednak, że niedługo Raúl, który szybko zaaklimatyzował się na Veltins-Arena i momentalnie został ulubieńcem kibiców, parafuje nowy kontrakt z Schalke.
Nie będzie za to powtórki z lata 2011 i kolejny kapitan nie zamieni Gelsenkirchen na stolicę Bawarii. Benedikt Höwedes zdecydowanie zaprzeczył doniesieniom o swoich przenosinach do Monachium: "Bayern nie jest dla mnie żadnym tematem. Koncentruję się na grze w Schalke. W piłce jednak nie istnieje słowo nigdy. Ale teraz nie mam zamiaru opuszczać klubu i nie myślę o żadnej zmianie". Dopięto również pierwszy letni transfer. Zespół wzmocni znajdujący się w cieniu genialnego kwartetu Źrebaków filar środka pola ekipy Favre'a - Roman Neustädter. Być może w zmienionym składzie, ale z tym samym od kilku dekad celem i z tą samą nadzieją rozpocznie drużyna Königsblauen następny sezon - odzyskać mistrzostwo Niemiec. W końcu za rok przypada kolejna już okrągła rocznica od ostatniej Srebrnej Patery w Gelsenkirchen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz