wtorek, 12 lutego 2013

Tody i Iskra

Futbolowe rodzeństwa to w niemieckiej rzeczywistości piłkarskiej chleb powszedni. Boatengowie po zakopaniu topora wojennego to znów zgrana paczka, choć raczej do zabaw niż do piłki, Toni Kroos czy Sami Khedira spełniają niedoścignione na razie marzenia swoich młodszych braci, a bliźniacza rywalizacja Benderów to od niedawna temat numer jeden nie tylko przy kolejnych pojedynkach na linii Dortmund-Leverkusen, ale i przy ogłaszaniu powołań do kadry Joachima Löwa. Nie inaczej było w przeszłości. Zanim Uli i Dieter Hoeneßowie zaczęli wojować na polu menedżerskim, krzyżowali korki na boisku, a latami o prymat najlepszego snajpera w domu rodzinnym walczyli Klaus i Thomas Allofsowie czy Karl-Heinz i Michael Rummenigge. W cieniu tych wszystkich wojenek, czy to historycznych, czy współczesnych, po cichu na niemieckie podwórko powrócił wyścig dwójki brazylijskich braci, w którym największe oprócz statystyki futbolowe kłamstwo, czyli legenda o młodszym bracie, jak na razie zdaje się być prawdziwa.

@www.globo.com

Jako pierwszy do Berlina zawitał Raffael. Na Olympiastadion ściągnął go stary znajomy z Zurychu, który dopiero co zamienił szwajcarską ekstraklasę na Bundesligę, czyli Lucien Favre. W związku z tym Brazylijczyk nie musiał martwić się o miejsce w składzie i od razu wskoczył do jedenastki Starej Damy. W barwach Herthy pomocnik przeżywał wzloty i upadki, a losy Berlińczyków przypominały wtedy istną sinusoidę: po niespodziewanej walce o mistrzostwo kraju i udanej kampanii w raczkującej Lidze Europy nastąpił spadek i zimowanie na drugoligowym froncie, a późniejszy powrót do elity skończył się błyskawicznym zjazdem. Raffael nie miał zamiaru ponownie babrać się w futbolu drugiego sortu i gdy tylko pojawiła się oferta z Kijowa, zaczął pakować walizki. Po jałowej, zaledwie półrocznej, wyprawie na Wschód pomocnik przynajmniej do końca sezonu wrócił do Niemiec, tym razem do Schalke, gdzie będzie się starał pomóc pogrążonemu w kryzysie zespołowi, ale i odbudować utraconą formę. Epizod na Ukrainie zaczął bowiem od poważnej kontuzji, a gdy już ją zaleczył, został odstawiony na margines, bo w międzyczasie doszło do zmiany szkoleniowca. Jeśli szybko odnajdzie dawną dyspozycję, to w Gelsenkirchen mogą mieć z niego pociechę. W końcu w barwach stołecznego klubu dał się poznać jako zawodnik nieszablonowy, doskonały technicznie, potrafiący dyrygować poczynaniami kolegów i otwierać im drogę do bramki. Nie bez przyczyny mówiło się latem o zainteresowaniu ze strony Borussii Dortmund. Jednak zapytani dzisiaj kibice Herthy o największe osiągnięcie Raffaela nie wymienią jego licznych goli czy asyst, a... zwerbowanie do stolicy swojego brata Ronny'ego, obecnie najjaśniejszej postaci wicelidera 2. Bundesligi.

Ronny z przytupem rozpoczął swoją przygodę piłkarską: już jako nastolatek został młodzieżowym mistrzem świata z Brazylią (jeszcze wtedy biegał pod pseudonimem Tody), w pokonanym polu zostawiając m.in. przyszłych złotych medalistów wielkich piłkarskich imprez, Cesca Fàbregasa i Davida Silvę. Ale futbolowe gwiazdy przyszłości pomocnik spotykał nie tylko od święta: w barwach Corinthians sięgał po krajowy tytuł grając u boku Téveza, Nilmara czy Mascherana. O karierze na ich miarę mógł jednak tylko pomarzyć. Już pierwszy europejski przystanek okazał się dla Ronny'ego bardziej szorstki niż mógł przypuszczać: w Lizbonie stanowił tylko tło dla takich tuzów jak Nani, João Moutinho czy Miguel Veloso. Miejsca nie zagrzał również i Leirii, gdzie przezimował ostatni rok obowiązującego go kontraktu ze Sportingiem. A gdy umowa wygasła, za namową starszego brata czmychnął do Berlina. "To niesamowite uczucie móc występować obok mojego brata, a dodatkowo jeszcze wygrywać mecze", mówił. I chociaż Raffael odegrał arcyważną rolę w jego aklimatyzacji w zupełnie obcym środowisku, to Ronny szybko zaczął się piłkarsko dusić jego obecnością, bo kamrat był nie tylko przewodnikiem, ale jednocześnie także głównym rywalem do miejsca w jedenastce: obaj prezentowali podobny styl gry, najchętniej występowali na tej samej pozycji, a rola głównego dowodzącego mogła być przecież w drużynie tylko jedna i przypadała starszemu z rodzeństwa.

Dlatego odejście Raffaela pozwoliło nowemu dyrygentowi berlińskiej Herthy szeroko rozwinąć skrzydła. A bez brata u boku Tody prezentuje się jak nigdy wcześniej: strzela na potęgę, nieważne, czy prawą, czy lewą nogą, bez znaczenia, czy z rzutu wolnego, karnego czy z gry, asystuje, rozdziela piłki, tworzy masę sytuacji, nie tylko sobie, ale i kolegom. Gra tak jak na lidera przystało: w końcu obecnie to zdecydowanie najbardziej wartościowy zawodnik nie tylko na Olympiastadion, ale i w całej drugiej lidze. Rozgrywki na zapleczu Bundesligi dopiero co minęły półmetek, a Brazylijczyk już może pochwalić się dwucyfrową liczbą i bramek, i kończących podań. Cały czas pozostaje zresztą w wyścigu o koronę dla najlepszego snajpera sezonu: obecnie strzeleckiego kroku dotrzymuje mu tylko Domi Kumbela z rewelacyjnego Brunszwiku. A warto dodać, że tylko raz na przestrzeni ostatnich 30 lat po ten tytuł nie sięgnął napastnik: przed czterema laty najbardziej bramkostrzelna okazała się aż trójka graczy, a w tej grupie znalazło się dwóch pomocników: Marek Mintál i Cédric Makiadi. Tyle że oni dobrnęli do ledwie 16 trafień w sezonie, a Ronny na swoim koncie zapisał już 12 bramek.

Jeśli Raffael przekona do siebie działaczy Schalke, to w przyszłym sezonie już w Bundeslidze i już po przeciwnych stronach barykady dojdzie do braterskiego pojedynku. Trudno bowiem spodziewać się, by dobrze wyglądająca Hertha roztrwoniła sporą przewagę nad grupą pościgową. Tody vs Iskra. Dlaczego Iskra? "W rodzinnym mieście niektórzy nadal mnie tak nazywają. Po prostu strzelam wiele goli", tłumaczy Raffael. A Tody? "To od czekolady," wykrzykuje ojciec braci.

O jakości tej czekolady mogliśmy się przekonać chociażby wczoraj, gdy Ronny najpierw zacentrował piłkę wprost na głowę Ramosa, a potem cudownym golem bezpośrednio z rzutu wolnego uchronił Berlińczyków od porażki w miejskich derbach przy wypełnionych po brzegi trybunach (według oficjalnych obliczeń niemal 75 (!) tys. widzów). Na jakikolwiek błysk Iskry przyjdzie nam chyba jeszcze trochę poczekać.

1 komentarz:

  1. 2.Bundesliga prezentuje naprawdę wysoki poziom. Do tego frekwencja na stadionach o jakiej mogą pomarzyć nie tylko w Polsce, ale i w znacznie mocniejszych ligach. Świetne w Niemczech jest to, że w ekstraklasie jest ciągła rotacja. Co sezon rolę beniaminka przejmują 2-3 nowe kluby, a zespół który dopiero co bił się o europejskie puchary równie dobrze może spaść klasę niżej. Nieprzewidywalność i ogromne emocje.

    OdpowiedzUsuń