wtorek, 11 września 2012

Breno: Historia prawdziwa

O monachijskiej femme fatale w ostatnich miesiącach było w niemieckich mediach zupełnie cicho. Nic dziwnego, po wyroku skazującym go na 45 miesięcy więzienia (prokurator domagał się nawet kary niemal o połowę bardziej surowej) jego kontakt ze światem zewnętrznym ogranicza się jedynie do dwóch  w miesiącu godzinnych widzeń z rodziną. Sprawy w swoje ręce musiała więc wziąć jego żona i sprawdzonym z polskiego bagienka sposobem postanowiła zarobić trochę pieniędzy. Nie ma się co dziwić, w końcu to właśnie na bezrobotną Brazylijkę spadł obecnie obowiązek utrzymania trójki dzieci. Jej sytuację dodatkowo komplikował fakt, że luksusową, choć chwilowo nieco zaniedbaną willę zamienić musiała na 50-metrową wynajmowaną klitę.

@www.sueddeutsche.de

W rozmowie z najbardziej poczytnym niemieckim dziennikiem, Renata rozlegle opowiada o wydarzeniach tamtej nocy. Według jej relacji, feralnego dnia jej mąż nie zajmował się niczym innym, jak tylko spożywaniem różnego rodzaju trunków. Dalsze sprawozdanie żony zdaje się wskazywać, że ostre tankowanie Breno było wówczas raczej codzeinnością, bowiem zaczął on mieć... halucynacje. W pijackim mirażu Brazylijczyka w poważnych tarapatach znalazł się jego przyjaciel oraz inni koledzy, których ścigała policja. Ubrany jedynie w spodenki zawodnik udał się więc im na ratunek - wybiegł z domu i ruszył ulicą do góry, po czym... zaczął robić fikołki. Dalsza relacja jest już zgoła bardziej dramatyczna. Bo Breno - choć ciałem wciąż obecny, duchem znajdował się gdzieś daleko - postanowił wyskoczyć z okna. Na nic zdały się błagania żony i piłkarz poleciał dwa piętra w dół. Chwilę później wstał, powtórzył niczym mantrę frazę o ratowaniu Rafinhi i z nożem ruszył na ulicę. Dla Renaty było to już za dużo, więc szczegółów dalszych wydarzeń możemy się jedynie domyślać. Kobieta wsiadła do samochodu i późniejsze wydarzenia obserwowała już z odległości kilkuset metrów. Wróciła dopiero gdy przed domem zobaczyła pojazdy strażacki i policyjne. "Kiedy ujrzałam drzwi, byłam zdesperowana. Wszystko stało w płomieniach. Krzyczałam do policjanta, żeby wszedł do środka i ratował mojego męża. Upadłam na kolana i błagałam strażaków", kończy opowieść Renata.

Kolejny odcinek już w jutrzejszym, drukowanym wydaniu gazety. Chyba nie trzeba dodawać, że to pozycja absolutnie obowiązkowa. Ciekawe, jak na te rewelacje zareaguje Uli Hoeneß, który mocno krytykował wyrok sądu. Swoją drogą, ten Breno to musi być naprawdę niezły gość. W piłkę co prawda gra średnio, ale za przyjacielem gotowy był przecież dosłownie wskoczyć w ogień. Ogień, który, co prawda, sam wcześniej zaprószył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz