poniedziałek, 17 września 2012

Z piekła do nieba?

Sezon na zapleczu niemieckiej ekstraklasy w pełni. Absolutną sensacją początku rozgrywek jest postawa Eintrachtu Brunszwik, który w pierwszych pięciu kolejkach odniósł komplet zwycięstw, tracąc przy tym zaledwie jedną bramkę. Ale oprócz drużyny z Dolnej Saksonii jeszcze cztery inne ekipy nie zaznały goryczy porażki w obecnym sezonie ligowym. Takim wynikiem może pochwalić się biedniejszy brat rewelacji rozgrywek poziom wyżej, a także zespoły celujące w powrót na niemieckie salony po dłuższej bądź krótszej nieobecności: Energie Chociebuż, Hertha BSC oraz 1. FC Kaiserslautern. Zaskoczeniem w tej stawce może być przede wszystkim obecność drużyny z Frankfurtu, ale też i ekipy Czerwonych Diabłów. Zespół ze wzgórza Betze przeszedł latem gruntowną przebudowę: pozbył się łamag i futbolowych darmozjadów, na stanowisku trenerskim zatrudnił kolegę prezesa i jednocześnie ulubieńca kibiców oraz poszerzył kadrę zarówno o piłkarskich repów, jak i uzdolnionych żółtodziobów. W nowym piekiełku znalazło się też miejsce dla jednego z dwu naszych rodzynków regularnie biegających po boiskach 2. Bundesligi.

@www.der-betze-brennt.de

Nowa era w Kaiserslautern zaczęła się od zmiany za kierownicą. Krasimir Bałykow, prowadzący zespół w ostatnich kolejkach poprzedniego sezonu, osiągniętymi rezultatami nie mógł przekonać szefostwa klubu do przedłużenia z nim umowy. Niewykluczone nawet, że stałoby się tak nawet gdyby Bułgar dokonał cudu i utrzymał zdecydowanie najgorszą drużynę minionych rozgrywek w niemieckiej ekstraklasie. A wszystko za sprawą pewnej starej znajomości... Zakusy pod zatrudnienie swojego byłego kolegi z ekipy, która na początku lat 90. sięgnęła po Puchar Niemiec, Stefan Kuntz robił już kilkukrotnie. Ale Franco Foda zawsze odmawiał. Z kraju wyjechał już kilkanaście lat temu, przez moment zabawił w Bazylei, ale ostatecznie na dobre osiadł w Grazu, gdzie najpierw z sukcesami pokopał jeszcze przez chwilę piłkę, a po zawieszeniu butów na kołku przeszedł modelową drogę od opiekuna drużyn młodzieżowych do trenera pierwszego zespołu. W tej roli sprawdził się wyśmienicie. Całkowicie odmienił oblicze ligowego średniaka, a ukoronowanie jego pracy nastąpiło w 2011 r., gdy utarł nosa możnym z Salzburga oraz Wiednia i zdobywając tytuł mistrzowski na moment przypomniał kibicom z Grazu dawne, sute czasy. Wkrótce potem nastąpiło wyraźne oziębienie na linii zarząd-Foda i przygoda szkoleniowca z austriacką piłką przedwcześnie się zakończyła. Chwilowy brak posady Niemca od razu wykorzystał Kuntz i już pod koniec maja sprowadzić szkoleniowca na wzgórze Betze.

Zalety nowego trenera? Przede wszystkim przywiązanie do czerwonych barw, co sam zainteresowany podkreślił już na konferencji prasowej: "Kaiserslautern i wzgórze Betze zawsze było moim piłkarskim domem. To tutaj grałem w czasach młodości, tutaj dorastałem". Foda doskonale zna zatem oczekiwania wobec miejscowej drużyny. Bo mimo że Czerwone Diabły już od dawna nie należą do potęg, a i sytuacja finansowa mogłaby z pewnością być lepsza, duma i oczekiwania sympatyków wobec zespołu są wielkie. Trener jednak już w Austrii pokazał, że nawet bez ogromnych nakładów pieniędzy i futbolowych gwiazd potrafi zbudować ekipę walczącą o najwyższe cele. Foda ma też niezłe oko do młodych talentów. To on odkrył dla piłkarskiego świata Sebastiana Prödla, Jakoba Jantschera czy Gordona Schildenfelda. Na tę zdolność szkoleniowca Kuntz liczy szczególnie.

Przez Kaiserslautern przeszło bowiem latem kadrowe tornado, które wyzwoliło zespół od największych pierdół poprzedniego sezonu, ale też i zawodników zarabiających ponad stan bądź prezentowaną formę. Bez żalu pożegnano więc niemal całą podstawową jedenastkę, wypożyczone łamagi powróciły do swoich klubów, a tych, których nie udało się sprzedać, posłano do innych zespołów (m.in. najdroższą wpadkę w historii, Itaya Shechtera czy Jakuba Świerczoka). Ubolewać można jedynie nad odejściem Kevina Trappa, który zasilił Eintracht Frankfurt, ale też tylko połowicznie: Tobias Sippel, jeszcze dwa sezony temu podstawowy bramkarz, stracił co prawda miejsce na rzecz Trappa, ale po chwilowej kontuzji rywala prezentował się na tyle dobrze, że placu nie oddał już do końca rozgrywek. Wobec problemów finansowych nowych zawodników szukano głównie na rynku wolnych agentów. I tak zespół Fody wzmocnili Marc Torrejón, Mimoun Azaouagh czy Alexander Baumjohann. O transfer tego ostatniego szkoleniowiec zabiegał już pracując w Grazie. Teraz niespełniony talent ze szkółki Źrebaków wspólnie z innymi nowymi nabytkami, doświadczonymi snajperami Albertem Bunjaku oraz Mohamadou Idrissou, z powodzeniem stanowi o sile ofensywnej Czerwonych Diabłów. Wzmocnień Foda szukał też w zespołach młodzieżowych i już można zacząć dostrzegać pierwsze skutki jego pracy: Hendrick Zuck przebojem wdarł się do podstawowej jedenastki, a pozycję pierwszego stopera wywalczył młodziutki Dominique Heintz.

Tak jak od niego oczekiwano, Foda przyłożył rękę do rozwoju młodych zawodników. Na ławce posadził doświadczonych Yahię, Bugerę czy Abela i odważnie postawił na młodych. I to właśnie młodzież, w osobach wspomnianych już Zucka czy Sippela, ale przede wszystkim Kontantinosa Fortounisa, błyszczy w jego zespole najjaśniej. Klasą samą dla siebie są też obaj napastnicy, którzy całkowicie odmienili nieudolną i zupełnie nieskuteczną ofensywę z minionych rozgrywek. Kaiserslautern wspólnie z Energie Chociebużem zdobyło dotychczas najwięcej goli w lidze, a Albert Bunjaku już po poprzedniej, czwartej kolejce miał na koncie więcej trafień niż najlepszy strzelec zespołu w pełnym poprzednim sezonie. W całej tej układance Fody znajdziemy również Ariela Borysiuka. A lepszego trenera w takim klubie na tym etapie swojej kariery Polak chyba nie mógł sobie wymarzyć. Zresztą pomału widać już efekty współpracy z nowym szkoleniowcem: jego gra nie ogranicza się już tylko do przechwytu i oddania piłki najbliżej ustawionemu koledze, ale czasami pomocnik sam próbuje ruszyć z futbolówką do przodu czy poszukać dobrze ustawionego z przodu partnera. Oczywiście, znaczna część prób jest jeszcze nieudana i ten element wymaga dalszej pracy, ale kroczek po kroczku Borysiuk będzie poszerzał swój repertuar zagrań i być może w końcu pozbędzie się łatki przecinaka. Pomniejsze efekty już widać: ładne prostopadłe podanie w tempo do Bunjaku i jednocześnie pierwsza asysta w Niemczech w meczu w Dreźnie czy wymiana podań z Idrissou w dzisiejszym spotkaniu, która otworzyła drogę do bramki Zuckowi. W porównaniu z poprzednim sezonie można też zauważyć dużo większą pewność w grze Polaka, ale momentami brakuje mu jeszcze zdecydowania przy odbiorach piłki. Jak zwykle kuleją też strzały z dystansu i mimo obiegowej opinii dobrego strzelca dystansowego, Borysiuk chyba powinien dać sobie z nimi spokój, a przynajmniej zdecydowanie ograniczyć ich ilość. Na chwilę obecną zdecydowanie najważniejsze w dalszym rozwoju piłkarskim Polaka są regularne występy. A te pod okiem Fody na zagwarantowane. Postępy, miejmy nadzieję, przyjdą z czasem.

Mniej kolorowo jawi się przyszłość Jakuba Świerczoka, nie tylko zresztą w Kaiserslautern. Wypożyczony do Piasta Gliwice napastnik zdążył rozegrać w nowych barwach ledwie 32 minuty, był nawet o włos od pokonania bramkarza rywali pięknym uderzeniem zza połowy boiska, a już przynajmniej sześć miesięcy ma z głowy z powodu kontuzji kolana. Świerczokowi nie tylko więc w macierzystym klubie urosła obecnie konkurencja nie do przeskoczenia, ale i on sam nie będzie miał okazji, by osiągnąć optymalną dyspozycję w bardzo sprzyjającym gliwickim klimacie. Pozostaje jedynie wierzyć, że napastnik szybko dojdzie do pełni zdrowia, a po rehabilitacji wróci do gry jeszcze silniejszy i jeszcze bardziej zmotywowany. Być może w krótkim czasie udowodni trenerowi Czerwonych Diabłów, że warto na niego postawić, nawet w roli dżokera.

Przed podopiecznymi Fody zaczyna się prawdziwy test. Sezon rozpoczęli udanie, ale żeby spełnić swoje i kibiców marzenia o powrocie do elity, muszą potwierdzić dobrą formę w kolejnych spotkaniach. Jak pokazuje jednak przykład Eintrachtu Frankfurt nie zawsze trzeba rozpaczać nad spadkiem. Bo czasem warto zrobić krok w tył, żeby później wykonać dwa do przodu. Sympatycy Kaiserslautern na pewno nie mieliby nic przeciwko takiemu scenariuszowi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz