czwartek, 6 września 2012

Pan 40 milionów

"Historia Bayernu przepełniona jest wspaniałymi piłkarzami. Szczególnie wspominam wielką drużynę z Kahnem, Effenbergiem, Salihamidziciem i Kuffourem. Co to był za zespół! Wola walki tych zawodników imponowała mi, to właśnie z nich wziąłem przykład". Takimi słowami powitał Monachium najnowszy nabytek Gwiazdy Południa i jednocześnie wyjaśnił, dlaczego od pamiętnego finału Ligi Mistrzów kibicuje ekipie z Bawarii. Później swoje pięć minut mieli paparazzi i Javi Martínez mógł już w spokoju udać się na pierwsze spotkanie z nowymi kolegami. Tymczasem Hoeneß i spółka mieli wreszcie okazję, by po zakończeniu trwającej przeszło dwa miesiące sadze transferowej złapać chwilę oddechu i odpocząć. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

@www.nordbayern.de

Zakontraktowanie modela pomocnika było pierwszym sukcesem zatrudnionego na początku lipca Matthiasa Sammera, który na stanowisku dyrektora sportowego zastąpił Christiana Nerlingera. Choć sukces w tym przypadku to chyba nieco nieodpowiednie słowo, ponieważ sam zawodnik podobno już podczas europejskiego czempionatu na boiskach Polski i Ukrainy zdecydowany był na transfer do Monachium. Wszystko rozbijało się więc jedynie o kwotę odstępnego. Bo mimo pojawiających się w mediach doniesień o zainteresowaniu piłkarzem ze strony możnych hiszpańskiego futbolu czy szejków z krainy krosna, Niemcy tak naprawdę od początku do końca jako jedyni ruszyli na wyścig o podpis Baska. A to okazało się trudniejsze niż mogło się wcześniej wydawać. Głównym powodem takiego stanu rzeczy było postanowienie prezydenta Athletiku, Josu Urrutii, że nie spuści ani eurocenta z klauzul odstępnego wpisanych w umowy swoich gwiazd. Negocjacje ciągnęły się więc w nieskończoność, na głowach włodarzy Bayernu pojawiało się coraz więcej siwych włosów, aż w końcu wysłannicy z Monachium postanowili przechytrzyć przebiegłego Baska sprawdzonym sposobem. Jak się później okazało, sam transfer Martíneza nie zakończył całej szopki. Urrutia twierdzi bowiem, że zawodnik udał się do Bawarii w celu negocjacji kontraktu bez zgody klubu i zapowiedział już, że działania Niemców zgłosi do FIFY. Jednak jedyne co może osiągnąć prezydent z Bilbao, to zakaz transferowy dla Bayernu.

Nic już natomiast nie cofnie przeprowadzki Martíneza. Przed drugim Baskiem w historii Dumy Bawarii niełatwe zadanie, acz na pewno nie niewykonalne. Bo choć zawodnik nie jest Heraklesem i nie popełnił żadnej zbrodni żądając odejścia z domowego poletka, by na dobre zaistnieć w Monachium będzie się musiał sporo napracować i uniknąć wielu pułapek oraz niebezpieczeństw.  Czyhać będzie na niego m.in. potrójna klątwa jego nowego numeru (raz!dwa!trzy!), a także futbolowa amnezja, popularna wśród bundesligowych mistrzów świata. Jednak przede wszystkim ciążyć na nim będzie fortuna, jaką za niego zapłacono. Jak mogliśmy się już przekonać, niektórych balast rekordowego transferu w historii Bundesligi przyprawiał nie tylko o dumę, ale też o chroniczne odciski. Na jego niekorzyść przemawia też fakt późnego dołączenia do zespołu, a co za tym idzie, nieobecności na przedsezonowych zgrupowaniach. Martínez może jednak mówić o sporym szczęściu, bo gdyby trafił do Bayernu kilka lat wcześniej, z tego prozaicznego powodu zostałby z miejsca skreślony. Teraz najważniejsza jest integracja z kolegami z drużyny i ciągłe udowadnianie na treningach, że to właśnie jemu należy się plac. Z tego samego założenia wyszedł trener Vicente del Bosque, gdy adresował koperty z powołaniami na najbliższe mecze kadry. Budynki klubowe są obecnie co prawda opustoszałe, jednak na pewno Bask znajdzie w nich Bastiana Schweinsteigera, czyli... konkurenta do miejsca w wyjściowej jedenastce. Bo choć faworytem do roli rezerwowego wydaje się być Luiz Gustavo, to wcale niewykluczone, że wobec permanentnych problemów zdrowotnych i słabej dyspozycji Niemca, Heynckes wdroży w życie mój utopijny plan i wychowanka Rekordmeistera posadzi na ławce. Faktem jest, że przynajmniej jeden z tych zawodników nie będzie zaczynał meczów od pierwszej minuty. Na początku zapewne wypadnie na Baska, z biegiem czasem niewątpliwie nastąpią przetasowania. A wtedy wszystko się może zdarzyć.

Mimo wszystkich niedogodności Javi Martínez może mówić o wielkim szczęściu. Po pierwsze, właśnie dołączył do jednego z najlepszych klubów piłkarskich globu. Po drugie, dopiero co skończył 24 lata, a już zdążył wygrać dwa z trzech najważniejszych drużynowych laurów w piłce nożnej. Teraz pora na to ostatnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz